Wypuszczasz karpia na wolność? Nie czeka go nic dobrego
Choć karpie królują na wigilijnych stołach od lat, to ich sprzedaż budzi coraz więcej kontrowersji. Liczne kampanie namawiają nas do tego, aby nie kupować żywych karpi lub wręcz definitywnie wykreślić je z listy świątecznych potraw. Część osób idzie jednak o krok dalej. Próbują „ratować" ryby na własną rękę i „wypuszczają je na wolność", nie zdając sobie do końca sprawy z tragicznych konsekwencji tego zachowania.
O skutkach takich działań, a także o tym gdzie i jak kupować karpie, aby nie narażać ich na dodatkowe cierpienie, rozmawiamy z Rafałem Maciaszkiem - doktorantem w Instytucie Nauk o Zwierzętach SGGW w Warszawie oraz inicjatorem Projektu Łowca Obcych.
Jak może wyglądać „drugie życie" karpia, którego „wypuścimy na wolność" do pobliskiej rzeki lub stawu, chcąc go uratować od wylądowania na świątecznym stole? Jakie skutki dla środowiska będą miały takie działania?
Przede wszystkim należy zaznaczyć, że akcje „ratowania karpi wigilijnych” polegające na ich „wypuszczaniu na wolność” do środowiska przyrodniczego są niezgodne z prawem i absolutnie nie należy ich promować. Choć karp jest związany z polską kuchnią od setek lat, jest to gatunek obcy dla krajowej przyrody, przez co podlega przepisom ustawy o gatunkach obcych zakazującej wprowadzania ich do środowiska (art. 7 ust. 1 ugo). „Wypuszczanie karpia na wolność" to także dokonywanie nielegalnego zarybienia, które jest niezgodne z przepisami ustawy o rybactwie śródlądowym.
Tego typu inicjatywy nie mają nic wspólnego ani z dobrem uwalnianych zwierząt, ani z ochroną przyrody. Przyczyniają się one do dodatkowego męczenia osłabionych wcześniej ryb, które w wielu przypadkach nie przeżyją w nowym środowisku, a jeśli im się uda, to mogą stanowić dla niego potencjalne zagrożenie. Co więcej, realizacja takich akcji powoduje rozprzestrzenianie się groźnych dla rodzimej przyrody pasożytów. Do najważniejszych należą inwazyjne gatunki obce, takie jak szczeżuja chińska. Jej mikrometrowej wielkości larwy, zwane glochidiami, mogą znajdować się na ciele karpi wigilijnych. Z kolei nekrozę tkanek miękkich może wywołać międzykomórkowy, pasożytniczy pierwotniak, Sphaerothecum destruens, którym karp jest w stanie zarazić się jeszcze w gospodarstwie rybackim od niepożądanego mieszkańca stawów – inwazyjnego gatunku ryby, czebaczka amurskiego. Choć żaden z tych pasożytów nie stwarza zagrożenia dla zdrowia człowieka, tak „uratowane” karpie mogą być skazywane na tygodnie męczenia się z infekcjami, których tempo rozwoju z uwagi na temperaturę wody w okresie zimowym jest często dłuższe.
Zatem gdzie i jak kupować karpia, aby nie narażać go na dodatkowe cierpienie?
Najlepiej po karpia wybrać się tam, gdzie niezaprzeczalnie mu najlepiej, czyli do najbliższych gospodarstw rybackich lub sklepów z dobrymi praktykami sprzedaży. Ewidentnie w gospodarstwach karpiowych mamy nie tylko pewność zakupu świeżej ryby, ale też okazję zobaczenia na własne oczy stawów hodowlanych. Są one objęte formami ochrony przyrody, ponieważ stanowią siedliska wielu rodzimych gatunków zwierząt oraz substytut obszarów wodno-błotnych. Niezależnie od miejsca zakupu karpia, nie zabierajmy go żywego do domu! Warto poprosić doświadczonego i przeszkolonego sprzedawcę o jego ogłuszenie i fachowe wypatroszenie na miejscu. W przypadku stwierdzenia nieprawidłowości w sprzedaży żywego karpia należy powiadomić odpowiednie służby (policję, straż miejską) o podejrzeniu przestępstwa znęcania się nad zwierzętami na podstawie przepisów ustawy o ochronie zwierząt (art. 6 ust. 1a uoz).
Dlaczego w okresie świąt, oprócz karpia, powinniśmy pochylić także nad losem jego bliskiego krewnego, czyli karasia złocistego zwanego także „złotą rybką"?
Kiedy głośno dyskutujemy na temat karpia w kontekście znęcania się na zwierzętami, w tym samym czasie wiele osób wybiera się do sklepów zoologicznych po świąteczny prezent w postaci „złotej rybki". Nie widzą przy tym żadnych kontrowersji w zabieraniu rybek do domu zaledwie w małych pojemnikach lub akwariach. I tu warto zwrócić uwagę, że „złota rybka" to bliski krewny karpia, na tyle spokrewniona, że mogą się nawet ze sobą krzyżować. Przyjmuje się, że minimalna objętość akwarium dla karasia złocistego powinna wynosić co najmniej 100 l na jednego osobnika, czyli zaledwie 1proc. tego, co ma zagwarantowane minimalnie karp w stawie hodowlanym, a zatem 10 000 l. Równocześnie, o ile zauważa się problem w tymczasowym utrzymaniu karpia w i tak sporym basenie, tak zupełnie jest on niedostrzegalny dla stałego utrzymania karasia np. w kilkulitrowej kuli. Do tego należy dodać zakupy pod presją chwili, brak przygotowania merytorycznego docelowego właściciela, a więc nieznajomość potrzeb gatunku. Braki te widać niedługo później, gdyż takie akwarium staje się problematyczne, a zwierzęta zaczynają chorować. Nic więc dziwnego, że wielu nieodpowiedzialnych opiekunów decyduje się później na „wypuszczenie na wolność” swoich podopiecznych, a w zasadzie do ich porzucenia, gdyż ryby akwariowe to też są zwierzęta domowe.
Rozmawiała: Karolina Pawłowska
Fot. pixabay.com/ zdenet/ DanielWanke/ 422737